"Dlatego tez ważne jest abyśmy pokazali się na zewnątrz nie tylko poprzez naszą przyjaźń lub niezależne myślenie, ale również przez miejsce, w którym można nas zobaczyć, co stworzyliśmy, co robimy dla społeczeństwa i gdzie sami moglibyśmy się spotkać i móc nawzajem od siebie czegoś nauczyć."
lama Ole Nydahl
Lama Ole Nydahl o OE 
Ośrodek Europejski
- po prezentacji zespołu Ośrodka Europejskiego podczas spotkania ośrodków w Hamburgu 28.10.2001


Ośrodek Europejski

Hamburg 28.10.2001 
tłum. z ang. Michał Siwek 

(po prezentacji zespołu Ośrodka Europejskiego podczas spotkania ośrodków w Hamburgu 28.10.2001)

Zrobiliście to naprawdę bardzo dobrze, tutaj jestem Wam wdzięczny. Ile czasu i myśli w to włożyliście, to jest po prostu wspaniale. Czasem do mnie coś docierało, najczęściej przez Caty, albo przez Bettine. Jednak w prawdziwym kontakcie byłem tylko z naszym tropicielem, który jeżdżąc po bezdrożach objechał i obejrzał setki miejsc. Nie byłem świadomy jak rozwijają się te inne sprawy. Jestem Wam naprawdę wdzięczny.

W zamian mogę powiedzieć Wam jakie były moje pierwotne myśli na ten temat. Jeśli przyjrzymy się historii świata, to zobaczymy, że tzw. wolne kościoły, jak je można nazwać, zawsze dość szybko były pochłaniane przez kościoły zorganizowane. Czasem przebiegało to w sposób pokojowy, a czasem bardziej wojowniczy - raz zabito nawet półtora miliona ludzi na południu Francji, gdyż nie chcieli poprzeć papieża - innym razem wydarzało się to prostu tak, z powodu zużywania się czegoś, bez tworzenia dalej, ani bez stwarzania warunków dla rozwoju. Faktycznie, kto nie nosi uniformów, kto nie zezwala na rozwijanie się hierarchicznych struktur, kto pracuje na poziomie przyjaźni tak jak my, jest zagrożony. Jesteśmy zagrożeni, gdyż możemy zacząć myśleć, że ludzie, którzy ubrani w szczególny sposób albo lepiej od nas zorganizowani, albo mający pieniądze, wiedzą więcej od nas. Dlatego też ważne jest, abyśmy pokazali się na zewnątrz nie tylko poprzez naszą przyjaźń lub niezależne myślenie, ale również przez miejsce, w którym można nas zobaczyć, co stworzyliśmy, co robimy dla społeczeństwa i gdzie sami moglibyśmy się spotkać i móc nawzajem od siebie czegoś się nauczyć. Rzeczywiście będziemy czegoś takiego potrzebowali w dłuższej perspektywie. Nigdy jednak z nastawieniem na odbieranie ośrodkom samodzielności czy ich własnej wolności, nigdy z dążeniem do narzucenia komuś jakiejkolwiek kurateli - tutaj możecie sobie wyobrazić, jak daleko byłbym od robienia czegoś takiego.

Ale mając miejsce, w którym moglibyśmy pracować razem, w którym mogłoby zakwitnąć tysiąc kwiatów, gdzie można by zobaczyć co każdy ośrodek odkrywa, rozwija i czego się uczy, to wszystko w skali europejskiej, a właściwie nawet światowej można by zebrać razem by się nawzajem od siebie czegoś nauczyć i włożyć w coś wspólne siły.

Nie powinniśmy nigdy zapominać w jaki sposób powstał związek w Niemczech, dawniej zwany KKD, a teraz BDD (Dawniej Karma Kagyu Dachverband (Związek Karma Kagyu), teraz Buddistische Dachverband Diamantweg (Buddyjski Związek Diamentowej Drogi).
Na początku mieliśmy trzech Rinpocze w Hamburgu, a w Monachium żadnego. Wówczas Karmapa - byliśmy wtedy z Karmapą w Anglii - wysłał mnie do domu, do Monachium i powiedział: teraz założysz tam ogólnoniemieckie stowarzyszenie, które ma organizować prace. Dobrze, zatem pojechałem tam, zostałem przewodniczącym i zrobiliśmy to z tymi pierwszymi pionierami, rozszerzając się coraz bardziej. Później XVI Karmapa wciąż pokazywał nam, jak chciałby żeby było. A wiec odbierania wolności naszym krajom, naszym grupom etc. tego nie chciałbym nigdy. Ale żebyśmy się lepiej rozumieli, żebyśmy mogli uczyć się od siebie, żebyśmy mieli miejsce do wspornych spotkań - to by mnie bardzo cieszyło.

Pomyślałem też, ze jest coś w tych naszych dzikich okrzykach hik podczas kursów Poła i w tej szybkiej jeździe po wąskich drogach uprawianej przez młodych i być może ich starszego szefa. A więc ze stylem naszego zachowania i sposobem radzenia sobie z rzeczami na zewnątrz potrzebujemy większego miejsca, z dala od metropolii, gdzie możemy być sobą, gdzie możemy coś stworzyć i przyciągać ludzi.

W rzeczywistości ta idea artystycznej wioski nie pojawiła się, gdyż sztuka sprawia mi szczególna radość. Owszem lubię ją, jednak to nie jest powód. Faktycznie myślę, że jest ona sposobem na pozyskanie jak największej wolności w budowaniu, co ważne przy kontaktach z urzędami. Weźmy na przykład, że przejmiemy 50 hangarów, 50 olbrzymich metalowych pomieszczeń na czołgi, czy coś w tym rodzaju, musimy wówczas móc te rzeczy przemieszczać, budować na nowo lub zestawiać razem, ale bez konieczności prowadzenia długich rozmów z jakimś urzędem na temat każdego okna. I to był mój pomysł wioski artystycznej. Tak naprawdę ze sztuki tradycyjnej możemy zrezygnować. Uprawiają ja lepiej we Francji; kto widział, co robią w Le Bost sam powie, że są lepsi od Tybetańczyków, są bardziej tybetańscy niż sami Tybetańczycy. Do konkurowania na tym poziomie nigdy nie dojdzie. Nie mamy na to czasu, nie interesuje nas to i też nie jest to nasze zadanie. Imitowanie Tybetańskich klasztorów powinno wydarzać się tam, gdzie mają klasztory, a więc we Francji.

To co powinniśmy raczej zrobić, to pokazać że buddyzm inspiruje współczesną sztukę i w ten sposób się otworzyć. To jest zupełnie cos innego. Taka wioska artystyczna, myślę, zostałaby prawdopodobnie "kupiona" przez ludzi, o ile w jakiejś innej wiosce artystycznej nie pojawi się skandal z 15-latkami w ciąży, czy czymś takim, wówczas musielibyśmy poszukać innej nazwy. Ale do tego momentu wydaje mi się, że sprawa jest w zasadzie, cóż można powiedzieć, raczej w porządku.

I czego bym jeszcze chciał? Tego chciałem zawsze - nie tylko znaleźć się z dala codziennych spraw, ale żeby być wysoko. Najchętniej chciałbym, aby to miejsce pochodziło od wojska, ponieważ wojsko zawsze marnotrawiło dużo pieniędzy. Budowali dobre rzeczy - które sa jeszcze dziś do wykorzystania - bez patrzenia na pieniądze. Robią nie tylko najlepsze ubrania, robią tez najlepsze budynki. Może nie Amerykanie, którzy zawsze myśleli o opuszczeniu Niemiec, ale z pewnością Niemcy. Niemiecka armia budowała dobrze, budowała drogo, bardzo drogo. Można tam często natrafić na pozycje rakietowe i są tu dwa ich rodzaje. Istnieją rakiety ofensywne, Pershingi, które buduje się w nieckach dolin, ale tam nie chcemy mieszkać, ponadto zawierały ładunek atomowy, co być może nie bardzo nam się podobać. Istnieją tez jednak rakiety przechwytujące, budowane na wzgórzach, ze świetnym widokiem na wszystkie strony. To co widzieliśmy do tej pory to 10 hektarów, które w międzyczasie stały się zbyt małe. Teraz mamy na oku cos co spróbujemy dostać - 26 hektarów.

Ale teraz pojawia sie nasz pan Günther i opowiada, ze widział już 50 hektarów, zgadza się? Uważam, ze będziemy coraz więksi, a ponieważ ziemie te najczęściej nie nadają się do zagospodarowania rolniczego, bo sa wysoko położonymi, wypranymi glebami, które najczęściej zamieniły się w wapno lub podobny surowiec; miejsca których nie da się już użyć lub czegoś na nich wypielęgnować albo na nowo zasądzić; gdzie rolnicy w zamian za oddana ziemie nie musza być spłacani; a Europa i tak produkuje za dużo jedzenia i ceny wciąż chcą spadać. Zatem nikt nie będzie chciał tych miejsc. Ponieważ tak to wygląda pomyśleliśmy właśnie o takim miejscu: wystarczająco rozległym, z widokiem, oddalonym od miasta i, jak myślę, z duża ilością wojskowych pozostałości. Olbrzymie budynki z metalu, w których moglibyśmy za niewielkie pieniądze zrobić duże sale wyłożone styropianem i innymi materiałami wewnątrz, z izolacja od zimna i od ciepła, ze wspawanymi oknami itd. Czyli cos takiego co naprawdę potrafimy robić, co będzie stało. Także te liczne bunkry, które są na miejscu - długie bunkry byłyby fantastyczne. Jeśli udałoby nam się pomiędzy dwoma bunkrami zbudować większe domy, mielibyśmy wolna piwnice a w całości cos położonego wysoko, co samo z siebie dawałoby dobry widok na okolice. Również miejsce, które pobudziłoby artystyczne temperamenty do zrobienia lub wyrażenia czegoś.

I pomyślałem sobie też, ze damy każdemu z naszych krajów na całym świecie po jednym domu - w okolicach Würzburgu powinno być dużo takich miejsc - aby każdy kraj mógł cos przedstawić, zaprezentować. Być może Australia byłyby w jednym miejscu z Nowa Zelandia, USA może razem z Kanada itd. Wazne jest by cos powstało, cos co z takiej europejskiej kulturowej gleby mogłoby promieniować we wszystkich kierunkach i gdzie byłaby praca dla wszystkich. Miejsce spotkań, na którym stanęłoby super internetowe cos, łączące i spinające cały świat, gdzie faktycznie zeszłyby sie razem najlepsze serca, mózgi i ręce i by wydarzało sie tam cos wspaniałego. To by mi się podobało.

Chodzi też o to, byśmy nie musieli kupować tych bardzo wielu drogich materiałów, nawet po to przebudować cos istniejącego. Kiedy znajdziemy już to miejsce będziemy być może kupować stare, zburzone już domy albo istniejące jeszcze puste budynki, stare farmy lub farmy doświadczalne, które jeszcze stoją i przeniesiemy stamtąd wszystkie cegły wraz z reszta, tak jak to teraz będzie się dziać na Litwie. Jak zrobi się tam lepsza pogoda na kurs Pola, odkupimy kilka farm doświadczalnych, pochodzących jeszcze z czasów stalinowskich i będziemy mieć cale cegły - które w międzyczasie przestały być już radioaktywne - jak tez bloki z cementu i zużyjemy je do budowy, robiąc z nimi co chcemy.

Tak wiec widzę, że jeżeli mamy dokądś dojść tj. jeśli jesteśmy gotowi na trochę więcej pracy, to możemy zrealizować marzenia naszego dzieciństwa. Możemy naprawdę cos zbudować przy użyciu mniejszej ilości pieniędzy i czasu, przy zastosowaniu używanych materiałów. Dla mnie jest to szalenie ważne, abyśmy nie robili tego po to, by mieć potem u szyi wielki ekonomiczny kamień i być wciąż zmuszeni do rozmów o pieniądzach zamiast o medytacji, miłości, motocyklach i wszystkich innych rzeczach, które nas jeszcze cieszą. Tego bym sobie życzył: znalezienia miejsca z duża ilością gotowych budowli albo w okolicy gdzie można kupić cos używanego. Wówczas możemy rzucić rzesze ludzi: ściągniemy tysiąc Rosjan, pięciuset Polaków, dołożymy do tego piec tysięcy Niemców i Duńczyków i kogoś jeszcze i wtedy coś stworzymy. A więc wrócimy do naszego starego stylu, nie takiego, ze cos jest zlecane jakimś profesjonalistom, ale ze zrobimy to sami, tak jak to zrobiliśmy w Kucharach, a obecnie robimy na Węgrzech. A zatem chodzi o miejsce, gdzie już może nieco starsi, z mala siwizna u niektórych, ale przecież wciąż z dwoma nogami i rękoma, moglibyśmy zrobić cos, rozbudować razem. Gdzie głowy staną się gorące, pojawi się trochę mięsni, gdzie będzie sie cos dzialo. To byłoby moje marzenie, żebyśmy włożyli w to sporo potu, własnego potu i energii po to by zbudować cos razem. To byłoby dla mnie ważne.

Pragnąłbym także, abyśmy znaleźli miejsce gdzieś pomiędzy Flensburgiem, a Grazem. Na niemieckojęzycznej części świata spoczywa duża części odpowiedzialności za nasza prace. Mamy już 120 hektarów w Polsce na odosobnienia, kupionych czasem za przyjaciele, wiem co mowie, 200 czasem za 400 marek za hektar. Byliśmy pierwsi wszędzie po upadku komunizmu i wykorzystaliśmy wszystkie okazje. Mamy 60 hektarów, czy teraz już 50 hektarów na Litwie, ale dostaniemy jeszcze kawałek ziemi do tego, 25-26 na Węgrzech. Jesteśmy wielcy. Mamy całkiem sporo rzeczy. To przyda się na późniejsze odosobnienia i na wszystko inne. Ale to co chcemy zrobić tutaj to włożyć ta sama energie co w tych wszystkich miejscach na Wschodzie, aby zbudować cos podobnego i przedstawić nas jakimi jesteśmy. Żeby można było powiedzieć: "Ach, ci buddyści? Mamy w naszym mieście taka dobra czy nawet większa grupę i tam jest kilka osób u których można pomedytować. Ale jeśli chce się ich naprawdę zobaczyć, co robią, to oczywiście tylko w okolicach Würzburga, czy gdzieś tam".

Wczoraj już wam mówiłem: będziemy coraz bardziej potrzebni. Mamy pogląd, który będzie wciąż bardziej potrzebny światu. Dlatego musimy być także bardziej widoczni, żeby ludzie mogli do nas przyjść i posłuchać w jaki sposób możemy im pomoc. Cos takiego sprawiło by mi radość. Ale przy rozbiciu jak najmniejszej ilości ekonomicznych jajek, dla zrobienia jak największego możliwego omleta. Nie chodzi by kupować tanio, ale by cena była warta tego co kupujemy. A wiec nie tanie, lecz używane materiały i nie dawać innym prace, ale wycisnąć własny pot, samemu popracować i cos zrobić. I tam gdzie pracuje sie przez polowe dnia mogłyby się odbywać kursy albo wieczorne nauki za darmo, albo byłoby jedzenie za darmo lub jeszcze cos innego, takie pomysły są możliwe i byłoby wspaniale, gdyby można byłoby je wdrożyć życie. Wtedy tez zostałbym tam dłużej i razem popracował. A wiec mielibyśmy tam bardzo wiele możliwości. To jest moje wyobrażenie. Myślę, ze potrzebujemy tego. Jesteśmy duzi, jesteśmy skupieni i mamy tyle sily, ze potrzebne by nam było miejsce, gdzie wszyscy, z całej Europy, a także i zza oceanu, moglibyśmy się poznać. Można by tam razem cos zrobić, odkryć jacy jesteśmy zręczni i pozwolić by idee krążyły pomiędzy nami. I dlatego jestem zadowolony z tego powodu, musze przyznać, ze sam wiąże nadzieje z tym miejscem koło Würzburga, w którym wszystko co drogie już stoi, za co normalnie musielibyśmy zapłacić. Ale może być tez inne miejsce, gdzie indziej, z większą powierzchnia i choćby ze stara fabryka, która można zburzyć bo nikt jej nie chce i tam można posłać nasze rzeczy. Cokolwiek będzie, cokolwiek tam zrobimy, będę bardzo zadowolony.

Musze powiedzieć, że Günther jest bohaterem tej pracy, to czego dokonał jest niewiarygodne. Swoim małym Polo, czy był to Golf? Ale wcześniej w tym najmniejszym Volkswagenie, wiózł swoje wielkie ciało przez środkowe, wschodnie i zachodnie Niemcy, penetrował wszystko, przeszukiwał i teraz wygląda na to, ze pojawiły się na rynku właściwe propozycje. Twoja praca naprawdę się opłaciła. Jestem z niego zadowolony. Duzi mężczyźni do dużych zadań. Nie naprawdę, za to jestem szczególnie wdzięczny. Teraz z kolei zobaczymy, co z tego dostaniemy i to jest po prostu wspaniałe. Kazdy z was, ktory cos tam wkłada, pieniądze, wiadomo to jest zawsze ważne na świecie, prace, zainteresowanie, entuzjazm, albo stare meble, których już więcej nie potrzebujecie i z których może kiedyś będzie użytek. Wszystko co tam wkładacie jest wspaniale. Może później zorganizujemy pchli targ, taki buddyjski pchli targ, gdzie będziemy mogli wystawić naszą materialną nadwyżkę, za co może wpłyną pieniądze. Jest nieskończona ilość rzeczy, która możemy tam zrobić. Przykład: mamy Rödby, miejsce które może zainspirować jeśli chodzi o przyjrzenie sie w jaki sposób ludzie pracuja z materialem, ktory otrzymali. Mamy też Sylt, także nasz Ośrodek w Lagenhorn, mamy więc sporo przykładów. A Polacy i Czesi są tutaj wielkimi nauczycielami, co można zrobić z tym , co inni wyrzucają, czego nie chcą już oglądać lub nie mogą wykorzystać, tak żeby na końcu wyszło całkiem zgrabnie. Czy jesteśmy zgodni, co do tego wszystkiego? To jest wielka wizja, praca dla nas.

Start  |  Biuletyn OE  |  Lama Ole Nydahl o OE  |  Wiadomości ze świata  |  Finansowanie  |  Kontakt  |  Top